poniedziałek, 26 grudnia 2011

Rozdział 4

-Ok-odpowiedziałam po chwili namysłu.
-Wygadana jesteś-zadrwił Nathan. - Jak masz na imię?
-Dominika...
-Ładnie, nie jesteś stąd?
-Jak na to wpadłeś?
-Drogą dedukcji. Między innymi dlatego, że a) masz zagraniczne imię b) jesteś szczupła c) nie mam już więcej pomysłów. Tak właściwie skąd jesteś?
-Z Polski, to takie dosyć małe państwo sąsiadujące między innymi z Niemcami.
Nath wybuchnął śmiechem.
-Co cię tak śmieszy, ha?-spytałam.
-Wiem, gdzie jest Polska, uczyłem się geografii. To co ruszamy?
-Ruszamy... ale jak będę miała przez ciebie przechlapane Nathan...-chłopak nie dał mi dokończyć.
-Wiesz jak mam na imię?!
-Nooo, to takie dziwne? Jesteś Nathan Sykes z zespołu The wanted.-wypowiedziałam na jednym tchu.
-W Polsce jesteśmy znani?
-No nawet, wasza piosenka "Glad you came" jest bardzo popularna. Ostatnio widziałam na jednej ze stacji "Lightning".
-Uuu, to nieźle. W takim razie powinnaś być zachwycona moją obecnością.
Ruszyliśmy przed siebie.
-Ależ ty skromny jesteś...-przewróciłam teatralnie oczami.-Wiesz co, Nathan? Nie mam odwagi iść z tobą na drinka... może innym razem.
-Dobra. Może spacer?
-Ok-odpowiedziałam bez namysłu.
Poszliśmy do najbliższego parku, non stop gadając.
-Podasz mi swój numer?
-Buta? 38.
-Nie wygłupiaj się, numer telefonu.-zaśmiał się melodyjnie Nathan.
Sięgnęłam do kieszeni rurek. Zawsze miałam tam karteczkę z numerem telefonu. Wyjęłam kawałek papieru i podałam chłopakowi.
-Trzymaj.-uśmiechnęłam się.
-Dzięki.
-Więc, zaczepiasz tak każda poznaną dziewczynę?-uniosłam jedną brew do góry.
-Nie każdą. Większość-zaśmiał się wkładając papierek do kieszeni spodni.
-A... to miło się gadało. Cieszę się, że miałam okazję zamienić chociaż kilka słów z takim celebrytą jak ty. Naprawdę czuję się zaszczycona tym faktem. Żegnaj Nathanie. I rada na przyszłość. Wyrywaj sobie mało inteligentne laski, bo mądre się na to nie nabiorą. Do następnego razu...jeśli takowy w ogóle będzie miał miejsce.-pomachałam z sarkastycznym uśmiechem i poszłam w drugą stronę.
-Dominika, stój!-słyszałam za sobą Natha.
Postanowiłam się za wszelką cenę nie odwracać. Szłam przed siebie z zaciśniętymi wargami. Będę silna, nie spojrzę na niego. Znajdzie sobie inną słodką idiotkę. Głupia, myślałam że jest fajny, inny. Myślałam, że nie jest zarozumiały, ale niestety zawiodłam się.
A tak z innej beczki to uwielbiam być w nowych miejscach. Zawsze wtedy jest taki dreszczyk emocji. Trafię do domu czy będę musiała dzwonić po pomoc... Dominika, ale ty jesteś głupia! Zawiodłaś się na swoim idolu i myślisz w takim momencie o dreszczyku emocji?! No zastanów się dziewczyno, czy aby na pewno wszystko w porządku z twoją psychiką.
Szłam dalej przed siebie, mijając kolejnych ludzi. Pieprzona Wielka Brytania, pieprzeni Brytyjczycy, pieprzony Nathan James Sykes! Zaraz, zaraz. Nathan ma mój numer telefonu. Ty idiotko po co mu dawałaś?! Dominika ty zawsze coś odpierdzielisz.
Doszłam do domu i wbiegłam do mieszkania cioci.
-Dominika? Już wróciłaś? Miałaś iść na zakupy.-powiedziała mama.
Zrobiłam fale palm'a. No tak, miałam iść na zakupy. Wiedziałam, że o czymś zapomniałam.
-Jakoś nie mam ochoty na zakupy.
-Coś się stało?
Przemilczałam to.
_______________________________________
beznadziejny rozdział... nie mam weny.
proszę o komentarze :)

4 komentarze:

  1. Beznadziejny rozdział?! Ty, wiesz jak działa mi na wyobraźnię :D uwielbiam twoje opowiadanie! pisz dalej, akcja się rozkręca ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. zgadzam się :) świetny rozdział, pisz szybko dalej ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. super rodział uwielbiam ten blog ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny :) Dopiero teraz akcja się rozkeci :) Ok czytam dalej :)

    OdpowiedzUsuń