sobota, 31 grudnia 2011

Szczęśliwego Nowego Roku!

Słuchajcie życzę Wam, by rok 2012 był jeszcze lepszy od 2011. Dużo balonów, szampana i zabaw do białego rana... ok nie umiem rymować. To trzeba przyznać xd.
A co do bloga, to nowy rozdział dopiero w nowym roku, bo chcę napisać coś naprawdę dobrego. Powiem tylko, że w 8 rozdziale rozkręcą się relacje pomiędzy Dominiką a Nathem :)

piątek, 30 grudnia 2011

Rozdział 7

Po słowach chłopaka każdy, no może z wyjątkiem Nathana wybuchnął głośnym śmiechem.
-No i co się tak cieszycie?! Taka prawda-wzruszył ramionami.
-Nath, daj mu te skarpetki. Nawet jeśli wrócą podziurawione to zawsze możesz kupić sobie nowe.-powiedziałam błagalnym tonem.
-No dobra, już dobra. Masz te skarpetki!-naburmuszył się chłopak i rzucił skarpetkami w kumpla.
-Dzięki stary. Wiedziałem, że na ciebie zawsze można liczyć.
 Chłopaki ponownie się zaśmiali. W tym samym momencie do przedpokoju weszła Jayne. Spojrzała badawczo na każdego chłopaka. W końcu jej wzrok utkwił na mnie. Przyglądała mi się uważnie przez kilka sekund, aż w końcu wymusiła lekki, nieszczery uśmiech na swojej twarzy. Skąd wiem, że był nieszczery? Mianowicie uśmiechały się tylko jej usta, w jej oczach zaś widziałam... właściwie nic. Nie było w nich żadnych emocji. Jestem kulturalna, zawsze tego uczyli mnie w domu, więc odwzajemniłam uśmiech z tą różnicą, że mój był szczery i niewymuszony. Jayne odwróciła wzrok i spojrzała na Maxa.
-Z czego się tak śmiejecie?-spytała.
-Tak po prostu-wzruszył ramionami Max.
Jayne pokiwała głową ze stoickim spokojem i chwyciła za szarą bluzę.
-Wychodzisz gdzieś?-spytał Jay.
-No, mówiłam wam. Idę na zakupy. Nie czekajcie na mnie. Jak wrócę to chcę widzieć ten dom w takim stanie jaki był przed moim wyjściem, jasne? A zmieniając temat. Nathan nie przedstawisz nas sobie?
-A, no tak. Zupełnie wyleciało mi z głowy. Jayne to jest Dominika, Dominika to jest Jayne.
-Dzień dobry... pani-powiedziałam z wahaniem.
-Dlaczego od razu tak oficjalnie? Mów mi po imieniu.
-Ok, Jayne- zaśmiałam się.
-Dobra,pa. I nie szalejcie mi tutaj, zrozumiano?
-Oczywiście-przytaknęła cała 5 z minami niewiniątek.
-I tak ma być-pomachała na pożegnanie i po chwili drzwi się za nią zamknęły.
Jay dobiegł do drzwi i przekręcił zamek. Przetarł dłonie z chytrym uśmieszkiem.
-LODOWISKO!!!-wydarła się cała piątka i czwórka z nich pobiegła natychmiastowo do kuchni.
Tylko Nathan został przy mnie i powoli szliśmy do reszty. Oczywiście nie zdejmowałam butów, bo dawno się nie wywaliłam. A jeszcze wywalenie się na maśle? Nie mogłabym tego przegapić.
-Wy zawsze takie fazy macie?-spytałam.
-Często-zaśmiał się Nath.
Jak ja kocham ten jego śmiech. Doszliśmy do kuchni. Zobaczyłam Toma wyciągającego masło z szafki. Chłopak podał paczki Jayowi a on pobiegł z powrotem do salonu. Odwróciliśmy się z Nathanem, by móc obserwować Jaya.
-Siiiiiiiiiiiiiiiiiivaaaaaaaaaaaa-zawołał chłopak.
Seev w mgnieniu oka znalazł się przy boku Jaya.
-O co chodzi?
-Daj mi nóż.
-No nie mogłeś tak od razu?! Wracałem z kuchni!-krzyknął Siva- Tooooom! Przynieś nóż!
Tom przybiegł do reszty ze sztućcem w ręku. Podał nóż Jayowi i podszedł do mnie.
-Widzisz jaki ze mnie niegrzeczny chłopczyk? Biegłem z kuchni do salonu z nożem w ręku. Oj, gdyby to mamusia zobaczyła.-pokręcił głową Tom.
Zgięłam się w pół i zaczęłam się śmiać. Cała piątka popatrzyła na mnie dziwnie, a ja ignorując ich spojrzenia śmiałam się dalej. W końcu zakrztusiłam się i zaczęłam się śmiać jeszcze bardziej tylko z przerwami na złapanie oddechu.
-Sykes na ratunek!!!- Nathan wyciągnął przed siebie rękę udając supermana.
Chłopak zaczął klepać mnie mocno po plecach.
-Ej, ej. Spokojnie, bo płuca wykrztuszę.
-Chciałem tylko pomóc.
Wszyscy odwrócili wzrok ode mnie i patrzyli z powrotem na Jaya. Chłopak rozsmarowywał masło na podłodze ze skupieniem na twarzy. W pewnym momencie wytknął śmiesznie język i zmarszczył brwi. Stłumiłam kolejny atak śmiechu. Jay wyglądał tak naprawdę zabawnie. Po jakiś kilku minutach na sporej powierzchni podłogi rozsmarowane było masło. Nagle Tom popchnął Sive na 'lodowisko'.Biedny chłopak wykonywał jakieś niesprecyzowane ruchy i upadł na podłogę.
-Tom, dopadnę Cię!!-krzyknął podnosząc się z podłogi.
-Najpierw będziesz musiał mnie złapać-Tom wytknął język i pobiegł do łazienki.
-Chodź Dominika. Zatańczymy!-powiedział Nathan.
Wziął mnie za rękę i weszliśmy na... masło. Nath zrobił ze mną piruet, później okręcił mnie wokół siebie i na końcu spróbował mnie unieść. Udało mu się i przerzucił mnie sobie przez plecy. Zaczęłam wierzgać nogami, ale on tylko się śmiał.
-No to pa-powiedział chłopakom i poszedł ze mną na górę.
-Gdzie mnie niesiesz? Ja nie chcę!-krzyczałam.
-Czego nie chcesz?
-Nie wiem, ale nie chcę.
Weszliśmy do czyjegoś pokoju i Nath postawił mnie na podłodze.
-Powinnaś być mi wdzięczna. Uratowałem cię przed rządzą mordu Sivy.
-Słucham?-spytałam z niedowierzaniem.
-No bo on miał nowe rurki i teraz są całe w maśle. Musi się na kimś odegrać-zaśmiał się.
-Dobra, jestem ci wielce wdzięczna za uratowanie moich ciuchów. Ale wiesz... jesteśmy tu sami.
-A co boisz się mnie?-Nath podszedł do mnie blisko...stanowczo za blisko.
-A gdybym powiedziała tak?-spytałam drżącym głosem. W głębi ducha modliłam się, by tego nie dosłyszał.
-Podobam ci się prawda?
-Co?! Uważam, że jesteś przystojny ale za krótko się znamy, żebym mogła powiedzieć, że mi się podobasz-odrzekłam.
-Przystojny powiadasz?-spytał przybliżając się do mnie jeszcze bardziej.
Odsunęłam się od niego i plecami uderzyłam w ścianę.
-Tak. Powiadam.
 Nath podszedł jeszcze bliżej mnie. Oparł rękę na ścianie, tuż nad moją głową. Uśmiechnął się seksownie i... w tym momencie do pokoju wpadli chłopaki.
-Macie ochotę na sernik?!-wykrzyknęli uradowani.
__________________________________________________
sorry, że tak krótko nie mam weny :(
i dziękuję za komentarze naprawdę podniosły mnie na duchu :)

środa, 28 grudnia 2011

Ważne

Słuchajcie, mam naprawdę dosyć waszych komentarzy odnośnie mojej bujnej wyobraźni i prawdziwego wyglądu. Piszę FIKCYJNE opowiadanie o moich idolach. Nawet nie mam na imię Dominika. Jestem Karolina i mam 15 lat. Zamieściłam te zdjęcia by przybliżyć wam wygląd głównych bohaterów, by łatwiej wam było wyobrazić sobie to, co tu piszę. Nigdy nie czytaliście książek w pierwszoosobowej narracji?! Czy Stephenie Meyer autorka zmierzchu miała na imię Bella i miała 17 lat? Nie! To opowiadanie jest całkowicie wymyślone i jeśli jeszcze raz zobaczę taki komentarz to obiecuję, że ten blog usunę.

Rozdział 6

-Dominika, obiad!-zawołała ciocia z salonu.
-Szczerze to nie jestem już głodna!-odkrzyknęłam.
-Trudno, musisz zjeść bo się zmarnuje.
Z ociąganiem zwlekłam się z łóżka. Komórkę zostawiłam na szafce nocnej, by przypadkiem nie dostać smsa przy obiedzie. Miałabym wtedy prawdziwe "policyjne" przesłuchanie "kto to jest?", "od jak dawna go znasz?", "ile ma lat?", "kim są jego rodzice" i takie tam. Dlatego właśnie wolałam nie ryzykować. Usiadłam na kanapie z założonymi rękami niczym naburmuszone dziecko i cierpliwie czekałam na obiad. Z nudów włączyłam MTV. Akurat leciało "licealne ciąże" czy jakoś tak. Moja mama weszła do salonu i od razu złapała pilot.
-Młoda damo, to nie program dla ciebie. Nie ma żadnych wartości. Do czego oni tu w ogóle zachęcają? Do tego, by mieć dziecko w twoim wieku? Wykluczone. Wyłączam to. I ani słowa.-zakończyła swoją wypowiedź mama.
-Jeśli już to zniechęcają do uprawiania seksu w tak młodym wieku, bo ma to poważne konsekwencje. Przecież większość z nich ma po 16 lat jak ja i nawet nie pokończyły szkół. Po urodzeniu będą musiały nadrabiać zaległości w szkole, a do tego będą ciągle niewyspane bo takie małe bobo będzie ich budziło w nocy krzycząc "mama, daj cyca". Patrząc na ten serial odechciewa mi się nawet mieć chłopaka, więc jednak ma jakieś wartości. Pokazuje też bezmyślność nastolatek...
-Obiad!-przerwała mi Marta.
Wyszła z kuchni niosąc dwa talerze.
-No co tak siedzisz, młoda? Pomóż mi-roześmiała się perliście.
-Już biegnę-powiedziałam bez entuzjazmu.
Wstałam z kanapy i szurając nogami poszłam do kuchni. Wzięłam trzeci talerz i szklankę coli. Zaniosłam wszystko na stół i ponownie poszłam do kuchni, by przynieść kolejne 2 szklanki picia. Usiadłam do stołu i nachyliłam się nad swoim talerzem. Wzięłam głęboki wdech i mimowolnie się uśmiechnęłam. Frytki i ryba. Tradycyjny obiad Brytyjczyków.
-No to teraz pójdzie w biodra-zaśmiała się Marta-Smacznego!
-Nawzajem-odpowiedziałyśmy z mamą równocześnie.
Zjadłam wszystko w 4 minuty, popiłam colą i wstałam od stołu.
-Dziękuję, było pyszne. Nawet ryba, co dziwne bo nie znoszę ryb.-zaśmiałam się.
Wzięłam puste już naczynia i zaniosłam do kuchni. Zrobię mamie przyjemność i przynajmniej raz po sobie pozmywam. Nienawidzę zmywania. Włożyłam zmyte naczynia do suszarki i pobiegłam do pokoju. Od razu podeszłam do szafki nocnej i sprawdziłam czy nie mam jakiś nowych wiadomości. Spojrzałam na wyświetlacz "2 nowe smsy od: Nath". Odczytałam pierwszy.


"Może masz ochotę poznać chłopaków. No wiesz Jaya, Sive, Toma i Maxa? ;p"

Drugi był następujący:


"Ok, jeśli nie chcesz-zrozumiem. Tylko szczerze to powiedz. Właściwie napisz xd"


Oww, jaki on słodki. Chce żebym poznała chłopaków. Jest tylko jeden problem. Mianowicie moja mama. Nie zgodzi się. Wiem to nawet bez pytania jej o zgodę. Jedyny pomysł jaki nasunął mi się w myślach był namówieniem Marty by gdzieś poszła z mamą. Tak więc muszę jakoś dyskretnie wziąć ciocię na rozmowę.
Poszłam do kuchni. Kurcze, skąd ja wiedziałam że akurat tam będzie ciocia. No nie wiem, może dlatego że zmywała po obiedzie? Gadam sama ze sobą jak jakaś ułomna.
-Ciociu, mam taką małą prośbę-wyszeptałam.
-Słucham cię.
-Mogłabyś gdzieś zabrać mamę? Najlepiej na jakieś 4 godziny? Proszę, poznałam fajnego chłopaka a znasz moją mamę-westchnęłam przypominając sobie ciągłe zakazy.
-A co masz zamiar robić z tym chłopakiem?-uniosła lewą brew do góry.
-Nic, wygłupiać się.-zaśmiałam się natychmiastowo.
-No dobra, wezmę mamę na zakupy. Akurat są wyprzedaże, a wiesz jak mama kocha wyprzedaże nie?
-Oj, aż za bardzo.
-No właśnie. Więc wybywaj dopiero jak my wyjdziemy. Deal?
-Deal!-uścisnęłam cioci rękę.
-Zapomniałam cię ostrzec, że mam mokre ręce...
Wybuchnęłam śmiechem i poszłam do swojego pokoju. Złapałam komórkę i napisałam do Natha.


"Ok, jasne że mam ochotę ich poznać. To kiedy i gdzie?"

Hmm, ciekawe co odpisze. Po kilku sekundach dostałam odpowiedź.

"Za godzinę u nas w domu? Może być?"


U nich w domu? Tego się nie spodziewałam. Musi mieć do mnie zaufanie, w końcu zaprasza nowo poznaną dziewczynę do własnego domu.

"U was w domu? Ok, aż takie masz do mnie zaufanie? xd"

Po chwili dostałam odpowiedź.

"Oczywiście. Bezgraniczne, haha"


Uśmiechnęłam się sama do siebie i przeczesałam palcami grzywkę. Ho ho ho! Kolejny problem, nie wiem w co się ubrać. Podeszłam do szafy i wywaliłam jej całą zawartość na podłogę. Ukucnęłam bezradnie przy kupce ubrań. Nie mogę się wystroić, ale muszę też jakoś wyglądać. Wyjęłam ze sterty ubrań białą bluzkę na ramiączka. Zaczęłam się zastanawiać co by do niej założyć. Wzięłam do ręki jeansową koszulę i położyłam na białej bluzce. Teraz tylko pozostało poszukać jakiś odpowiednich spodni. Zdecydowałam, że założę chabrowe rurki. No to chyba nie będzie zły ubiór. Postanowiłam, że ubiorę się w te ciuchy dopiero kiedy mama i ciocia wyjdą. Rzuciłam wybrany strój na łóżko i zaczęłam ogarniać bałagan, który panował w moim pokoju. Poskładałam ubrania i lekko zmachana położyłam się na łóżku. Zwinęłam się w kłębek, bo w tej pozycji czuję się najbezpieczniej i zaczęłam myśleć. Jak tam będzie? Czy chłopaki mnie polubią? Może pomyślą, że jestem dziwna, a może po prostu mnie zaakceptują i będziemy się non stop wygłupiać. Moje rozmyślania przerwała mama. Weszła do mojego pokoju bez pukania, jak miała w zwyczaju.
-Domi, idziesz z nami na zakupy?-spytała.
W myślach podziękowałam cioci Marcie.
-Nie, dzięki. Jakoś nie mam nastroju. Powodzenia w zakupach i pamiętaj sama mi niczego nie kupuj.
-Ok, ok. Są wyprzedaże, więc nie wrócimy zbyt wcześnie. Masz mieszkanie do swojej dyspozycji. Tylko nie rób niczego głupiego, jasne?
-Oczywiście, jak słoń-zasalutowałam.
Moja mama zaśmiała się krótko i wyszła.
Kiedy usłyszałam zamykające się drzwi, wzięłam się za szykowanie. Najpierw przebrałam się w wybrane wcześniej ciuchy. Następnie poszłam do łazienki. Rozczesałam włosy, które już zdążyły się skołtunić i sięgnęłam po lokówkę Marty. Pofalowałam sobie lekko włosy i sięgnęłam po tusz do rzęs. Raz "przejechałam" nim po rzęsach, by nie wyglądało to zbyt sztucznie. Poszłam jeszcze raz do pokoju sprawdzić czy przypadkiem nie dostałam nowego smsa. Haha, dostałam. Znowu od Nathana.

"A nie chcesz adresu? Jak do nas trafisz?"

Zaczęłam śmiać z własnej głupoty. No tak, w końcu nie wiem gdzie mieszkają.

"No, tak. Zupełnie wyleciało mi z głowy. Tak, adres się przyda. Haha"

Kiedy dostałam smsa z adresem wybiegłam do przedpokoju i założyłam czarne trampki. Wzięłam klucz od mieszkania cioci, zamknęłam drzwi mieszkania i wyszłam na ulicę. Kolejny problem. Gdzie jest do cholery ta ulica?! Podeszłam do 50-letniego faceta który właśnie obok mnie przechodził.
-Przepraszam pana, jak tam dojść?-spytałam pokazując mu smsa od Nathana.
Kciukiem zakryłam numer ulicy, facet widział tylko jej nazwę.
-Ooo, to niedaleko. Też w centrum. Musisz skręcić w tą ulicę-wskazał ręką ulicę po prawej stronie jezdni.-później musisz iść trochę prosto i skręcić w 2 ulicę po lewej stronie. I już będziesz na miejscu.
-Dziękuję panu bardzo. Do widzenia.
-Do widzenia-uśmiechnął się ciepło.


***  po 10 minutach  ***


Doszłam pod wskazany adres. Normalny biały dom, niczym nie różniący się od pozostałych w okolicy. Weszłam po schodach do drzwi i nacisnęłam dzwonek. Sporo czekałam by ktoś otworzył mi drzwi. Już odwracałam się na pięcie kiedy drzwi się uchyliły. Stanął w nich Max. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się od ucha do ucha.
-Dominika?
-Tak-odwzajemniłam uśmiech.
-Wbijaj.-chłopak zachęcił mnie do tego gestem dłoni.
Weszłam do domu i totalnie mnie zamurowało. Nie ocenia się książki po okładce. Wnętrze było bardzo nowocześnie urządzone, niejeden człowiek pozazdrościłby im wystroju domu. Ukucnęłam, by rozwiązać buty.
-Dominika, no co ty w ogóle robisz?! Nie zdejmuj tych butów! Zaraz będziemy sobie robić lodowisko!-krzyknął Tom który właśnie wszedł do przedpokoju.
-Lodowisko?-spytałam marszcząc brwi.
-No tak, lodowisko. To takie miejsce gdzie ludzie przychodzą w łyżwach, by pojeździć sobie na lodzie.-mówił do mnie powoli jakbym była niedorozwinięta.
-Wiem, co to lodowisko. Nie rozumiem tylko co to za pomysł.-wyjaśniłam lekko poddenerwowana ich zachowaniem.
-No normalnie. Smarujemy podłogę masłem,a później bawimy się w łyżwiarstwo figurowe.-zaśmiał się Jay.
On ma jeszcze bardziej zajebisty śmiech w rzeczywistości niż na nagraniach. Nagle do salonu, który widać było już z przedpokoju wbiegł Nathan i Siva przepychając się nawzajem.
-Oddaj moje skarpetki małpoludzie!-krzyknął Nath.
-Nigdy, glonojadzie!-powiedział przez śmiech Siva.
-CHŁOPAKI!-krzyknął Max
-Czego?!-odezwali się równocześnie.
-Nathan, w tej chwili potrzebne ci skarpetki?
-No nie, ale mi zabrał to muszę odzyskać, nie? To przecież proste.-przewrócił oczami Nathan.
-Nath, ale z ciebie dziecko! Ja już nie mam czystych skarpetek. Po weekendzie ci oddam!-głos zabrał Siva.
-Ty zawsze tak mówisz, a później wracają do mnie podziurawione, tyy... NISZCZYCIELU SKARPETEK!
____________________________________________
Ok, nowy rozdział. Dziwny, ale jest xd
Dziękuję za wszystkie komentarze, jesteście kochani ;*
I jeszcze raz nakłaniam Was do komentowania.
PEACE & LOVE

wtorek, 27 grudnia 2011

Rozdział 5

-Dominika, co jest?-spytała moja mama unosząc brwi do góry.
-Nic, nic. Tak jakoś po prostu mi się odechciało. Jestem głodna. Kiedy obiad?
-Młoda, obiad dopiero za 2 h. Na razie najedz się słodyczami.-odpowiedziała ciocia wychylając głowę z kuchni.
-Siostra, ile razy ci mówiłam żebyś nie nakłaniała mojej córki do jedzenia słodkości! Chcesz ją utuczyć?!  Chcesz żeby była jak te dziewczyny, które mijasz w drodze do pracy?-taaak, moja mama lubi pouczać.
-Chciałabym ci łaskawie przypomnieć, że mam wolne i jak na razie nikogo nie mijam w drodze do pracy!-odpyskowała Marta.
Przewróciłam oczami ze znudzeniem, zdjęłam buty i weszłam do mojego tymczasowego pokoju. Biedna ciocia Marta nie miała ani męża ani dzieci. Nie miała nikogo oprócz przyjaciół i znajomych. Współczuje jej.
Rzuciłam torbę na łóżko i stanęłam tępo na nie patrząc. A co mi tam. Poszłam w ślady torby (xd) i również rzuciłam się na łóżko. Z ciekawości sięgnęłam do torebki i wyjęłam z niej komórkę. Spojrzałam na wyświetlacz. Nic na nim nie było oprócz tapety z Nathanem. Zero nowych smsów, zero nieodebranych połączeń. Dobra, muszę zmienić tą tapetę i to w tej chwili! Zamiast Sykesa ustawiłam sobie jakieś zakochane site models. Spojrzałam na nową tapetę po raz kolejny i cicho westchnęłam. Włączyłam w komórce "Hangover- Taio Cruz'a" i schowałam głowę pod poduszkę. Zaczęłam zadręczać się w myślach. Po co go spotkałam? Wolałabym nie wiedzieć jakim zasranym dupkiem jest w rzeczywistości. Ale z drugiej strony może tylko żartował, a ja go po prostu źle zrozumiałam. Bzdura! Gdyby tak nie było zadzwoniłby do mnie albo chociaż wysłał smsa. Nagle poczułam wibracje w dłoni, co oznacza że dostałam nową wiadomość. Szybko zrzuciłam z głowy poduszkę i odczytałam smsa.

"Cześć Dominika. Źle mnie zrozumiałaś, po prostu żartowałem. Musisz od razu przekreślać tą znajomość?
Nathan"

Oczy prawie wypadły mi z oczodołów. Słucham? Sam Nathan James Sykes do mnie napisał? No szczerze powiedziawszy w ogóle się tego nie spodziewałam. Zastanawiałam się chwilę nad odpowiedzią i doszłam do wniosku, że nie odpiszę mu tak szybko. Niech się trochę zawiedzie. 


***  w tym samym czasie u Nathana  ***


-Stary, mówię ci ta laska ci nie odpisze-klepnął mnie w plecy Jay.
-No. Nath jesteś u niej spalony.-wtrącił Max
-Wiesz baby Nath, zawsze są agencje towarzyskie. Załatwimy ci jakąś kocicę-wybuchnął śmiechem Tom.
Spojrzałem na niego. Jak zwykle ten sam, sarkastyczny uśmiech. Na jakiej twarzy go ostatnio widziałem? Aa, tak! Dominika uśmiechnęła się tak do mnie odchodząc.  Kurdee, spieprzyłem sprawę.
-To co Nathan? Załatwić ci jakąś pannę?-spytał przez śmiech Max.
-Jesteś żałosny!-wykrzyczałem.
 Zacisnąłem dłonie w pięści i szybkim krokiem wyszedłem z salonu. Pobiegłem po schodach do swojego pokoju. Po drodze spotkałem Jayne.
-Co jest Nath?-spytała z ciepłym uśmiechem.
-Nic, chcę być sam-odpowiedziałem i wbiegłem do swojego pokoju.
Zamknąłem za sobą drzwi i usunąłem się na nich na podłogę. Ukucnąłem opierając się o drzwi, chowając głowę w dłonie. Przetarłem oczy i próbowałem sobie uświadomić dlaczego tak zależy mi na tej dziewczynie. Mnóstwo odpowiedzi od razu nasunęło mi się w myślach. "Bo nie piszczała na twój widok", "Była niedostępna w przeciwieństwie do twoich niektórych fanek", "Miała cięte riposty", "Nie była w ciebie wpatrzona jak każda". Przede wszystkim nie była łatwa. Mógłbym wymieniać jeszcze dłużej, ale nagle przewróciłem się na podłogę. No tak, ktoś otworzył drzwi, a ja jak ten kretyn byłem o nie oparty.
Leżałem na brzuchu, postanowiłem przekręcić się na plecy by zobaczyć sprawcę. Był nim Siva.
-Przyszedłeś się ze mnie ponabijać? Śmiało, jeszcze ty mi dowal-wypaliłem bez namysłu.
-Spoko, stary. Nie chcę cię dołować. Przyniosłem ci komórkę. Dostałeś smsa - uśmiechnął się przyjaciel.
-Nieee gadaj! A właściwie mów co chcesz tylko daj mi ten telefon!-rzuciłem się na kolegę.
Wyrwałem Sivie komórkę i odczytałem smsa. Dominika? Nie! Sieć komórkowa.
-I co napisała?-spytał zaciekawiony Siva.
Rzuciłem komórkę na łóżko.
-Nic. To sieć komórkowa.
Usiadłem zrezygnowany na podłodze, a przyjaciel dosiadł się obok mnie.
-To po to wyrywałem komórkę Jayowi by nie przeczytał smsa od... sieci komórkowej?! A tak szczerze to ona na pewno jeszcze odpisze. Może ma wyciszony i nie słyszała. Może właśnie teraz sprawdza czy przypadkiem nie dostała smsa. A tymi gamoniami na dole to się nie przejmuj.-poklepał mnie po plechach Seev.
-Dzięki stary-uśmiechnąłem się niewyraźnie- Ale szczerze to sam wątpię by mi odpisała.
W tym samym momencie rozległ się w pokoju charakterystyczny dźwięk nowej wiadomości. Zerwałem się z podłogi i rzuciłem na łóżko. Spojrzałem na wyświetlacz "Masz nową wiadomość od: Domi"
Szybko odczytałem smsa:

"Źle Cię zrozumiałam? Brzmiałeś tak szczerze, że uwierzyłam, że to prawda. Wcale nie przekreślam tej znajomości"

Siva podszedł do mnie i również przeczytał smsa.
-Rozmowna to ona nie jest-zaśmiał się.
-Może nie jest, ale mi to odpowiada-uśmiechnąłem się sam do siebie.
_______________________________________________
Po pierwsze to dziękuję Wam za poświęcenie nawet tych
kilku minut na przeczytanie mojego nudnego opowiadania :)
A po drugie to prosiłabym Was o komentarze, bo jak na razie mam
ich dosyć mało i nie wiem co o nim sądzicie.
A po trzecie to dziękuję wszystkim tym którzy już napisali komentarz
pod jakimkolwiek z rozdziałów.
Następny rozdział najprawdopodobniej jutro :)
Peace & Love


poniedziałek, 26 grudnia 2011

Rozdział 4

-Ok-odpowiedziałam po chwili namysłu.
-Wygadana jesteś-zadrwił Nathan. - Jak masz na imię?
-Dominika...
-Ładnie, nie jesteś stąd?
-Jak na to wpadłeś?
-Drogą dedukcji. Między innymi dlatego, że a) masz zagraniczne imię b) jesteś szczupła c) nie mam już więcej pomysłów. Tak właściwie skąd jesteś?
-Z Polski, to takie dosyć małe państwo sąsiadujące między innymi z Niemcami.
Nath wybuchnął śmiechem.
-Co cię tak śmieszy, ha?-spytałam.
-Wiem, gdzie jest Polska, uczyłem się geografii. To co ruszamy?
-Ruszamy... ale jak będę miała przez ciebie przechlapane Nathan...-chłopak nie dał mi dokończyć.
-Wiesz jak mam na imię?!
-Nooo, to takie dziwne? Jesteś Nathan Sykes z zespołu The wanted.-wypowiedziałam na jednym tchu.
-W Polsce jesteśmy znani?
-No nawet, wasza piosenka "Glad you came" jest bardzo popularna. Ostatnio widziałam na jednej ze stacji "Lightning".
-Uuu, to nieźle. W takim razie powinnaś być zachwycona moją obecnością.
Ruszyliśmy przed siebie.
-Ależ ty skromny jesteś...-przewróciłam teatralnie oczami.-Wiesz co, Nathan? Nie mam odwagi iść z tobą na drinka... może innym razem.
-Dobra. Może spacer?
-Ok-odpowiedziałam bez namysłu.
Poszliśmy do najbliższego parku, non stop gadając.
-Podasz mi swój numer?
-Buta? 38.
-Nie wygłupiaj się, numer telefonu.-zaśmiał się melodyjnie Nathan.
Sięgnęłam do kieszeni rurek. Zawsze miałam tam karteczkę z numerem telefonu. Wyjęłam kawałek papieru i podałam chłopakowi.
-Trzymaj.-uśmiechnęłam się.
-Dzięki.
-Więc, zaczepiasz tak każda poznaną dziewczynę?-uniosłam jedną brew do góry.
-Nie każdą. Większość-zaśmiał się wkładając papierek do kieszeni spodni.
-A... to miło się gadało. Cieszę się, że miałam okazję zamienić chociaż kilka słów z takim celebrytą jak ty. Naprawdę czuję się zaszczycona tym faktem. Żegnaj Nathanie. I rada na przyszłość. Wyrywaj sobie mało inteligentne laski, bo mądre się na to nie nabiorą. Do następnego razu...jeśli takowy w ogóle będzie miał miejsce.-pomachałam z sarkastycznym uśmiechem i poszłam w drugą stronę.
-Dominika, stój!-słyszałam za sobą Natha.
Postanowiłam się za wszelką cenę nie odwracać. Szłam przed siebie z zaciśniętymi wargami. Będę silna, nie spojrzę na niego. Znajdzie sobie inną słodką idiotkę. Głupia, myślałam że jest fajny, inny. Myślałam, że nie jest zarozumiały, ale niestety zawiodłam się.
A tak z innej beczki to uwielbiam być w nowych miejscach. Zawsze wtedy jest taki dreszczyk emocji. Trafię do domu czy będę musiała dzwonić po pomoc... Dominika, ale ty jesteś głupia! Zawiodłaś się na swoim idolu i myślisz w takim momencie o dreszczyku emocji?! No zastanów się dziewczyno, czy aby na pewno wszystko w porządku z twoją psychiką.
Szłam dalej przed siebie, mijając kolejnych ludzi. Pieprzona Wielka Brytania, pieprzeni Brytyjczycy, pieprzony Nathan James Sykes! Zaraz, zaraz. Nathan ma mój numer telefonu. Ty idiotko po co mu dawałaś?! Dominika ty zawsze coś odpierdzielisz.
Doszłam do domu i wbiegłam do mieszkania cioci.
-Dominika? Już wróciłaś? Miałaś iść na zakupy.-powiedziała mama.
Zrobiłam fale palm'a. No tak, miałam iść na zakupy. Wiedziałam, że o czymś zapomniałam.
-Jakoś nie mam ochoty na zakupy.
-Coś się stało?
Przemilczałam to.
_______________________________________
beznadziejny rozdział... nie mam weny.
proszę o komentarze :)

piątek, 16 grudnia 2011

Rozdział 3

Potrząsnęłam głową, by wyrzucić z niej czarny scenariusz. Jeśli wierzyć temu co powiedziała moja mama to do śródmieścia jest niecałe 10 min. piechotą. No tak... wiem ile się tam idzie, ale zupełnie nie wiem w jakim kierunku iść. Cała ja. Muszę spytać się przechodnia o drogę. Akurat przechodziła obok mnie wysoka blondynka, na oko trzydziestokilkuletnia.
-Przepraszam. W którą stronę muszę iść, by dojść do śródmieścia?-spytałam ją po angielsku.
Kobieta uśmiechnęła się lekko.
-Musisz skręcić w najbliższą ulicę w prawo i iść cały czas prosto.
-Dziękuję.
-Nie ma za co.
Kobieta poszła w swoją stronę, a ja ruszyłam przed siebie zgodnie z jej wskazówkami. To tak... najpierw w prawo, potem już tylko iść prosto. Banał. Po drodze mijałam wiele grupek nastolatków, śmiejących się z byle czego. I to dosłownie z byle czego, bo dziewczyna powiedziała "ser" i już się wszyscy śmiali. Spojrzałam na nich dziwnie, co oczywiście zauważyli i poszłam dalej.

W końcu doszłam do Galerii. Łohooł, Londyńskiej Galerii! Zajęło mi to dokładnie 8 minut, więc nie jest źle. Szaleństwo! Dziwi mnie tylko jedno. Dlaczego wszyscy się tak na mnie gapią?! To jest wkurzające. Czy ja jestem jakaś inna, dziwna? Mam na czole napisane Polka? Może wyglądam inaczej od nich, bo jestem szczuplejsza. Wyglądam przy nich jak anorektyczka. Jakbym jadła same warzywa i owoce. Ooo, nie! Zdrowa żywność. Śniadanie-jabłko, obiad-brokuły, kolacja-pomarańcza. Dobra, koniec tej debaty o kulinariach. Yyy... debaty. Kojarzy mi się z polityką. W mojej głowie siedzi Bronek Komorowski i wykłóca się z Jarkiem Kaczyńskim w sprawie nowych wyborów. Czy ludzie mają skreślić kandydatów długopisem niebieskim czy czarnym. Kto wygra? Bronek z niebieskim, czy Jarek z czarnym? Tego dowiemy się już po krótkiej przerwie. (30 min. później) wygrał... właściwie jest remis. Bronek 1:1 Jarek.
Tak się zamyśliłam z tą bezsensowną debatą, że nie zauważyłam schodów. Potknęłam  się o stopień prowadzący do Galerii i upadłam na kolana. No nie, co za wstyd. Pierwszy dzień w nowym miejscu, a ja jak zwykle muszę coś odwalić. Co sobie ludzie o mnie pomyślą?
-Cześć. Daj rękę, pomogę ci wstać-powiedział czyiś męski głos.
Podniosłam głowę, bo jak na razie widziałam tylko jego skejty z nike'a. Spojrzałam w górę i zobaczyłam chłopaka. Mógł mieć max. 17 lat. Wysoki, szczupły. Szatyn o dłuższych włosach.
-Daj rękę, pomogę ci wstać-powtórzył spokojnie.
-Nie trzeba. Poradzę sobie-uśmiechnęłam się pogodnie i wstałam podtrzymując się barierki.
-Ok. Chciałem tylko pomóc.
Chłopak zarzucił grzywką i włożył ręcę do kieszeni spodni.
-Ale jakby co, dzięki za dobre chęci.-ponownie się uśmiechnęłam.
-Spoko.-odwzajemnił uśmiech, kolejny raz zarzucił grzywką i poszedł w obranym sobie kierunku.
A, szkoda. Bo był naprawdę przystojny. Swoją drogą to dziwne, że płeć męska w UK jest szczupła, a damska taka dosyć... postawna. A może tylko ja to zauważyłam? Nieważne. Ważne jest to, że jeszcze 3 godziny zwiedzania przede mną.

Do domu wróciłam o 19:30. Zmęczona, położyłam się spać. Zamknęłam oczy i odpłynęłam .

-Karolina, obudź się!-ciocia potrząsała mną rytmicznie.
-Mmm, chcę spać! SPAĆ!
-Jest 22:00, idź się myć.
-Eh, no dobra.
Poszłam po piżamę i weszłam do łazienki. Wzięłam gorący prysznic, umyłam włosy malinowym szamponem. Po tych jakże ważnych czynnościach ubrałam się w piżamę. Następnie rozczesałam bardzo skołtunione włosy i związałam je w kitkę. Umyłam zęby i twarz. Wymyta i przebrana, poszłam do pokoju i położyłam się spać. Śniło mi się... no właśnie nie pamiętam co, w każdym razie obudziłam się o 12:00 w doskonałym humorze na zakupy.
Wykonałam poranną toaletę, założyłam czerwone rurki, białą koszulkę z chihuahua, czarną kamizelkę i czarne skejty. Przeczesałam włosy, jako tako je ogarnęłam i zrobiłam lekki makijaż.
-Mamoo! Ciociuu! Wychodzę!-krzyknęłam.
-A śniadanie?-odkrzyknęłam mi mama.
-Racja najpierw śniadanie.
Poszłam do kuchni. Wyjęłam z szafki miskę i płatki. Podeszłam do lodówki i wyjęłałam z niej mleko. Wsypałam płatki do miski i zalałam je mlekiem. Wzięłam łyżkę i postanowiłam, że nie będę marnować czasu i zjem śniadanie w kuchni na stojąco. Po 2 minutach byłam już gotowa do wyjścia. Chwyciłam torebkę i była akcja "replay". Tylko tym razem odpowiedź mamy była pozytywna.
-Mamoo! Ciociuu! Wychodzę!
-Ok. Jakby co to dzwoń.
-Jasne, pa.
Wybiegłam na ulicę i potknęłam się o własną nogę! Cholera jasna! Który to już raz leże plackiem na chodniku?! Ach, ta moja koordynacja. Wstałam, otrzepałam rurki i poszłam dalej przed siebie. Błagam oby to był mój dzisiejszy ostatni upadek. Zapatrzyłam się w buty, kiedy nagle...z kimś się zderzyłam.
-Ała-wykrztusiłam.
Upadłam na twardą płytę chodnikową, w dodatku na kość ogonową. To jest cud, że ja po tych moich codziennych upadkach jeszcze się samodzielnie poruszam. Cud.
-Przepraszam. Nie chciałem. Sorry, zapatrzyłem się. Pomogę ci wstać.
Zaraz, zaraz. Skądś znam ten głos. Słyszałam go wiele razy na YouTube. Nie to nie może być prawda. Spojrzałam w górę i zobaczyłam... Nathana Sykes'a we własnej osobie. Dziękuję ci panie Boże, że się z nim zderzyłam. Panie Boże, jesteś nieoceniony. Dziękuję za te codziennie upadki, dopiero teraz zaczynam je doceniać. Ze szczęścia zaczęłam myśleć od rzeczy. Zaraz jak tu jest Nathan to gdzie jest reszta? Jay, Tom, Max i Siva? Cała wesoła gromadka w komplecie?
-Yhmm, to pomóc ci wstać?-spytał ponownie.
Dopiero teraz dotarło do mnie, że przez cały czas moich rozmyślań tępo wgapiałam się w Natha.
-Tak, jasne.-podałam mu rękę.
Pomógł mi wstać dopiero po dwóch próbach. Byłam tak dziwnie wycieńczona, że nie miałam siły wstać nawet z jego pomocą. Moje nogi były jak z waty. Miałam wrażenie, że zaraz znowu się przewrócę.
W końcu stanęłam na przeciwko niego. Był ode mnie sporo wyższy o co nie trudno z moim wzrostem.
-Ooo, przynajmniej zderzyłem się z jakąś ładną dziewczyną-wyszczerzył śnieżnobiałe zęby w uśmiechu.- A może jakaś rekompensata? Zapraszam cię na drinka. Co ty na to?-spytał unosząc jedną brew do góry.
Uhmm, był przy tym taki seksowny.
-Eee, nie jestem pełnoletnia.-zarumieniłam się.
-Ty usiądziesz przy stoliku, ja kupię dwa drinki. Tobie nic nie zrobią. To ja je kupię. No chyba, że nie chcesz- ponownie uniósł brew.
Niech on przestanie być taki sexi! Dobra, pić z Nathanem czy nie pić z Nathanem. Oto jest pytanie.