poniedziałek, 11 marca 2013

Rozdział 19


Jay zaszczycił mnie swoim spojrzeniem przez ułamek sekundy, po czym odwrócił wzrok. Zdziwiło mnie to, myślałam, że jesteśmy jak „brat i siostra”. Widocznie Jay nie chce mieć takiego rodzeństwa. Szczerze to się mu nawet nie dziwię.
Chłopak odwrócił się ode mnie na pięcie i pomaszerował do swojego pokoju. Podbiegłam do Nathana i oznajmiłam mu, że muszę porozmawiać z Jayem, bo chyba chłopak nie czuje się najlepiej. Sykes pokiwał głową z uśmiechem, a ja pobiegłam do pokoju Jaya. Weszłam do pomieszczenia i zamaszyście zamknęłam za sobą drzwi.
-Co ty sobie wyobrażasz? Że będziesz tak zamulał z piankową koroną na loczkach? Ani mi się waż i natychmiast mów co cię gryzie. Tylko nie mów, że nic bo nie mam na to czasu. – wyrecytowałam ułożoną w myślach kwestię, po czym głośno się zaśmiałam.
-Bo ty w ogóle nie masz dla mnie czasu. Masz czas tylko dla Nathana. Dlaczego nagle oboje tu się znaleźliście? I dlaczego Nath nie był na noc w domu? Kluby w Anglii są czynne tylko i wyłącznie do 24:00, a nie wierzę, żeby on przespał się gdzieś indziej i nagle wspaniałomyślnie spotkaliście się przed naszym domem. Przyznaj, że u ciebie spał.
-Przyznaję…
-I nie masz nic więcej do powiedzenia?! Zwykłe „przyznaję”, tak? Najpierw na niego wrzucasz, mówisz, że to tępy chuj, a nagle u ciebie nocował?! Pomyliłem się, myślałem, że jesteś inna, wyjątkowa. Myślałem, że nie jesteś pierwszą lepszą zdzirą.-Jay wpadł w słowotok.
-Powiedziałam tylko przyznaję, bo nie dałeś mi nawet dokończyć. To nie tak jak myślisz. Odmówiłam tobie, nie chciałam żebyś mnie odprowadzał i spotkało mnie coś czego sobie w życiu nawet nie wyobrażałam. Szłam odludnymi uliczkami, bo nie chciałam spotkać Nathana, aż tu nagle bum!
-Go spotkałaś?!-spytał ironicznie chłopak.
-… Nie, idioto. „Spotkałam” jeśli można tak w ogóle o tym zdarzeniu powiedzieć spotkanie. Otóż napadł mnie gwałciciel, jakiś kompletny wariat…
-No mów dalej! Zajebista bajka.. Co jeszcze wymyślisz?
-Dokończę, jak mi dasz.
-Jak co ci dam?-Jay poruszył brwiami.
-Dokończyć!!!-byłam już wyprowadzona z równowagi.
-No dobra, dobra. Przepraszam.
-Pff. Ten gwałciciel mnie napadł i chciał mnie zgwałcić. To było straszne. Chciałam się mu wyrwać, ale on dał mi czymś po głowie i usunęłam się na brudny chodnik.
-Tam był chodnik?!
-Nie uwierzysz, ale tak! Betonowy, jak to z reguły na uliczkach.
-Aaa, ja myślałem, że taki jak w pokoju.
-Z kim ja żyję.-zrobiłam facepalma.- Wracam do opowiadania. Upadłam na ten BETONOWY chodnik-zaakcentowałam betonowy, by mieć pewność, że ten fakt na pewno trafił do Jaya- I jak już byłam w samym staniku i majtkach to dopiero się ocknęłam. Wtedy zobaczyłam nad gwałcicielem Natha, który uderzył faceta w głowę pustą butelką po piwie. On  mnie uratował. Odprowadził mnie pod dom i spał u mnie.
-Przepraszam Domi… nie wiedziałem, że to cię spotkało. Dobrze, że Nathan tam się nagle znalazł.
Chłopak wstał z fotela, podszedł do mnie i mocno mnie przytulił.
-Bardzo się cieszę, że nic ci nie jest, siostro. – Jay poczochrał mi włosy i świadomy konsekwencji swojego czynu wybiegł z pokoju krzycząc „nadciąga apokalipsa”.
Powiem jedno: miał rację z tą apokalipsą. W mgnieniu oka wybiegłam za chłopakiem, zahaczając nogą o dywan.
-Kurwa.-wykrzyczałam.
-Co się tam dzieje?!-usłyszałam głos Sivy, który ni stąd ni zowąd pojawił się w pokoju Jaya.
-Przewróciłam się o dywan.-oznajmiłam.
-Hmm… można byłoby powiedzieć, że dokonałaś nieudanej próby samobójczej… w końcu wiesz. Spadłaś z dywanu na podłogę.-zadrwił mulat.
-Haha… śmieszne.
-Zawsze mogłoby być gorzej mogłabyś np. „wskoczyć do kibelka”. Tyle, że to już byłoby prawdziwe targnięcie się na własne życie.-zaśmiał się chłopak, na co ja przewróciłam oczami.- Dobra, dobra. Pomogę ci wstać.
Kiedy usłyszałam, że chłopak pomoże mi wstać wyobrażałam sobie, że poda mi rękę. Nic bardziej mylnego. Siva wziął mnie na ręce i zaniósł do salonu. Tam czekali na nas wszyscy, oprócz Jaya.
-Gdzie McGuiness?-spytał mulat.
-Siedzi w łazience i mówi, że nie wyjdzie dopóki Dominika nie powie, że nic mu nie zrobi. Biedny zamknął się w kiblu z którego przed chwilą wyszedł Max, a on jadł dziś grochową! I to nie taką zwykłą, tylko… no wiecie. Taką wojskową. Biedny Jay zamykając się w łazience przyzwolił na darmową inhalację.-odpowiedział Tom.
-No bez przesady.-zaczerwienił się Max.
-Bez przesady? Przecież ty nawet jak nie zjesz grochowej to nie da się po tobie skorzystać z toalety.
-Chłopaki! Może załatwiajcie sobie roszczenia co do waszych problemów gastrycznych, jak mnie już tu nie będzie? Naprawdę nie mam ochoty wysłuchiwać waszych zażaleń.- krzyknęłam.
-Moja dziewczyna ma rację!- przyznał mi rację Nath.
-Jak to: dziewczyna?! To wy jesteście razem?!-Jay natychmiastowo wybiegł z łazienki.
-Właśnie, Nath. Jaka dziewczyna?-tym razem to ja nie wiedziałam, co się właśnie wydarzyło.
-No wiesz, ja nie proszę dziewczyn. My po prostu jesteśmy w związku, jak… coś między nami zajdzie.
-Aha, więc z tą plastikową niunią byłeś, bo ją kochałeś? Czy może dlatego, że najzwyczajniej w świecie dała ci dupy?!-wypluwałam każde słowo z jadem.
-Kiedyś była po prostu inna… nie była plastikową dupą.-wzruszył ramionami Nathan.
-To znaczy, że wy… wczoraj… a więc jednak! Zmyśliłaś tą historię z gwałcicielem. Po prostu spotkałaś Nathana po drodze i się przespaliście! A ja już zaczynałem ci wierzyć i nazwałem cię moją siostrą. Nie wierzę w to, po prostu w to nie wierzę.
-Gwałciciel był prawdziwy! Domi mówi prawdę, cudem ją uratowałem. Gdyby nie ja, Domi byłaby już wykorzystana seksualnie przez jakiegoś żula, który zobaczył że na jego terytorium wkroczyła fajna dupcia, a nie jak to pewnie zwykle było paszczur, któremu zakładał na twarz worek i wykrzykiwał „za ojczyznę!”.
-Co mnie to obchodzi?! Ja nadal kocham Domi, a tu się okazuję, że wy się kochacie nawzajem?! Co Nath ma czego ja nie mam? Zadowolił cię? No przyznaj tak czy nie? Albo wiesz co? Nic nie mów, ja po prostu pójdę się przewietrzyć.-wykrzyczał Jay, po czym wybiegł z domu.
Wybiegłam za chłopakiem. Chciałam go uspokoić, nie miałam pojęcia co w niego strzeliło.
-Jay, stój!!!-wykrzyczałam.
Chłopak odwrócił się, zrobił kilka kroków w moją stronę. Uśmiechnęłam się do niego przepraszająco. Jay zmarszczył czoło i w tym momencie nagle zza rogu wyjechał czerwony kabriolet. Samochód nie wyrobił na zakręcie i potrącił Jaya. Chłopak wpadł na maskę pojazdu, po czym bezwładnie spadł na ulicę. Kiedy dotarło do mnie co przed chwilą się wydarzyło zaczęłam wydzierać się wniebogłosy. Podbiegłam szybko do chłopaka.
-Jay słyszysz mnie?! Błagam cię, powiedz, że mnie słyszysz.
Chłopak na chwilę otworzył oczy, jednak po chwili zamknął je z bólu. Boże kochany, co ja najlepszego zrobiłam?! To wszystko moja wina.
___________________________________________________
Przepraszam Was, nie mam wgl weny twórczej. Przepraszam, że nie pisałam prawie cały rok, jednak cały czas pamiętałam zarówno o Was, jak i o blogu. Wróciłam, kochani ;*
Proszę Was abyście wyrażali swoje opinie. Zarówno pozytywne, jak i te negatywne. Chciałabym wiedzieć czy przypadkiem nie wypadłam z wprawy przez ten rok.
Także… do następnego wariaci ;** <3